20.08.2017

Rozleciało się w drzazgi – spotkanie z Wojciechem Kuczokiem

– Doszliśmy do końca języka. Dalej jest tylko fizyczna przemoc – mówił na sopockiej plaży Wojciech Kuczok. Odpowiadał na pytanie Michała Nogasia dotyczące wpływu polityki na codzienną polską mowę. W ich rozmowie nie padały żadne nazwiska, ale do podobnych wniosków, tyle że dawno temu, dochodził w swoich kanonicznych pracach prof. Michał Głowiński. Dla niego końcem języka była nowomowa – efekt propagandy manifestujący się w kolejnych wydaniach „Trybuny Ludu”. Polegał on dokładnie na tym, o czym mówił sam Kuczok – na odklejaniu słów od ich znaczeń, manipulacji sensem, naruszaniu naturalnego związku między znaczącym i znaczonym.

Czasem więc lepiej znaleźć się tam, gdzie niczego się nie słyszy – tam, gdzie nikt nic nie mówi. Na przykład w jaskini. Było bowiem o polityce, ale było też o speleologii. Kuczok, kojarzony głównie jako utytułowany pisarz, dał się bowiem poznać także jako wytrawny odkrywca jaskiń. Opowiadał o tym Nogasiowi: że w jaskiniach czuje się dobrze i bezpiecznie, bo nie ma tam ludzi; że podziemna przestrzeń nigdy nie ściągnęła nań niebezpieczeństwa; że to wielka satysfakcja postawić stopę w miejscu, w którym nikogo innego nie było przez tysiące lat.

Kuczok zresztą podąża w ciemność i mrok (w to, co nieznane), nie tylko sondując z latarką na czole i profesjonalnym oprzyrządowaniem jaskinie. Robi to także w swojej twórczości. Tom Proszę mnie nie budzić jest zbiorem zanotowanych i opracowanych literacko snów wyśnionych przez samego autora. Schodzi w nim w głąb swojego życia psychicznego, tak jak w głąb ziemi schodzi speleolog, a potem wynurza się na powierzchnię tekstu z gotowymi opowieściami, tak jak speleolog oznajmia światu swe odkrycie: rzecz należącą do przeszłości, skamielinę, niedźwiedzie kości. Freud pisał, porównując strukturę ludzkiej psyche do palimpsestowego Rzymu: „Postawmy teraz fantastyczną hipotezę, że Rzym nie jest siedzibą ludzką, lecz istotą psychiczną o równie długiej i bogatej przeszłości, a więc istotą, w której nic, co już kiedyś się stało, nie ulega zaprzepaszczeniu, w której na równi z ostatnią fazą rozwoju współistnieją nadal wszystkie fazy wcześniejsze”. Sam Kuczok wspominał, że tym, co go zajmuje w autoanalitycznej pracy badacza i opowiadacza snów, są „męty, fusy”, które przedostały się do prywatnej podświadomości z doświadczeń dnia minionego.

W Proszę mnie nie budzić i w Czarnej, książce stanowiącej główny powód spotkania w ramach Literackiego Sopotu, ów ruch zanurzania się i wynurzania umożliwia język. Kuczok spuszcza się po nim, mięsistym, jak po linie w samo serce ciemności, przedludzkiej, przedsymbolicznej przestrzeni nagiego instynktu, namiętnego popędu, agresywnego impulsu. Czarna bowiem to prosta opowieść o romansie w łonie małomiasteczkowej społeczności i wynikłego z niego morderstwa. Autor przyznał, że powraca tudo tematu znanego jego czytelnikom już choćby z Gnoju – piekła życia rodzinnego.

Jeremi jest właścicielem tartaku, Maria – nauczycielką w szkole podstawowej. Piekło rozpocznie się wtedy, gdy ich romans się wyda. Z Kuczokiem zstępujemy w jego kolejne kręgi: od miłosnego zawodu przez szykany i ostracyzm aż po samą śmierć. Książka oparta jest na aktach sądowych, ale stanowiły one tylko szkielet, na podstawie którego trzeba było domyślić wygląd całego ciała. Pobielałe kości obrastają więc w Czarnej pulsującą tkanką żywego mięsa, którą już za chwilę, już za moment zacznie toczyć robactwo. Kuczok powołał nas, czytelników, na świadków tego procesu i każde przyglądać się z bliska, jak wygląda społeczeństwo w stanie rozkładu. Chciałoby się powiedzieć „nie oświadczam się”, ale jeśli Czarnarzeczywiście jest – jak sugerował sam Kuczok – „Polską w miniaturze”, być może nie warto ryzykować takiej lekkomyślności. Skutki odwrócenia wzroku i wyboru błogiej nieświadomości mogą być dla nas wszystkich cokolwiek nieprzyjemne.

Filip Fierek

fot. Bogna Kociumbas

Powiązane wydarzenia

20/08/2015 14:30

NOGAŚ NA PLAŻY